25 mar 2010

Targi motoryzacyjne w Poznaniu, 2010 cz.2

      Miejsca poświęcone pojazdom samochodowym zaczęły się od pawilonu nr.4. Na tej hali stworzono tor gokartowy wokół którego postawiono parę zabytkowych już aut. Przez tłumy ludzi zdołałem zobaczyć tylko Opla Kadetta B. Przejażdżka gokartami była darmowa więc wyobraźcie sobie co się działo w kolejce. Obliczyłem swoje szansę na jazdę po torze i doszedłem do wniosku, że dwóch tygodni nie mam, więc skierowałem swoją ciekawość na plac na terenie otwartym. Tam trwały pasjonujące zawody w zanudza...przepraszam w wymijaniu pachołków autobusami. Mistrzostwa kierowców zawodowych się to zwało i było eliminacją do mistrzostw świata. Mimo niepogody (trochę padało) żaden z autobusów nie chciał efektownie dachować ani choć minimalnie wpaść w poślizg.(całkiem możliwe że przyczyną takiego stanu rzeczy była prędkość dochodząca miejscami do 2 km/h) więc zrezygnowałem z kibicowania.

      Pawilon nr.5 był już właściwą wystawą samochodów. Organizatorzy najbardziej dumni byli jednak z zaproszonych gości w prostej linii kojarzących się ze światem motoryzacji. Na tzw.motoryzacyjnych rozmowach przy kawie pojawili się: Bartosz Bosacki, Sylwia Gruchała, Jacek Wszoła, Piotr Reiss,  Szymon Kołecki. Jeśli ktoś miał ochotę posłuchać pasjonujących historii z cyklu: "moje pierwsze auto" i przezabawnych anegdot wyuczonych na pamięć, to na pewno nie odszedł rozczarowany.
Na scenie głównej oczywiście działy się także inne rzeczy, np: rozdanie nagród dla najwoln...tzn. na najzdolniejszego kierowcę zawodowego, losowanie nagrody głównej czyli Fiata Bravo i pokaz pomocy przedmedycznej. W między czasie przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych prezentowali swoje wyroby szczycąc się przekraczaniem kolejnych granic przez ich wozy. W moim przekonaniu jedyną granicą jaka była naruszana na targach to granica w mówieniu kompletnych bzdur kwiecistym językiem, tak aby obraz pospolitej kupy zdawał się być tortem czekoladowym o niebanalnym smaku i wyrazistym zapachu.

      Pierwszym przystankiem, który zrobiłem było stoisko Mini. Zaparkowano na nim Coopera, Clubmana i Coopera S. Nigdy nie miałem okazji zasiąść za sterami tego małego sportowca. Wnętrze było ładne choć wymaga po prostu przyzwyczajenia. Troszkę miejscami zbyt plastikowo, ale na pewno oryginalnie. Nic nie kłuło w oczy.
      Chwilę później dostrzegłem poprzednią generację Dodg'a Viper'a GTS. Samochód był własnością prywatną i nie bardzo wiedziałem co on tam robi, ale w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło. Mimo paru lat na karku i nieco zniszczonego lakieru, Viper na żywo wyglądał zjawiskowo. Wspaniała bezkompromisowa maszyna. Obok niego stało najnowsze Audi RS6. Mimo ceny przekraczającej czterokrotnie wartość Dodga, większej mocy, nowocześniejszej techniki, napędu na cztery koła, nie zastanawiałbym się ani chwili, którym z nich chciałbym wyjechać z tych targów. Żmija całkowicie mnie oczarowała.
      Rzut beretem od wspomnianych wyżej, znajdowała się wystawa Porsche. Na pierwszym planie chlubiono się najnowszym dzieckiem - Panamerą w wersji 4S oraz Turbo. Od premiery tego samochodu ciągle łudziłem się, że na żywo musi wyglądać lepiej niż na zdjęciach. Rzeczywistość okazała się brutalna. Jeden z najbardziej renomowanych producentów aut, wypuścił moim zdaniem stylistycznego gniota, który z pewnością zapamiętany zostanie jako fa paux designu. Nie chciałbym nikogo urazić, ale Panamera wygląda jak "McWersja" 911'stki. To Porsche ma pięknie narysowane wnętrze, pod blachami inżynieryjne cuda, jednak wszystko psuje Quasimodowskie nadwozie.

Porsche pokazało jeszcze Boxtera i 911 4S Cabrio w kolorze nieco podgniłego błota. Oczywiście nie było absolutnie mowy aby móc usiąść w którymkolwiek z modeli. Strzeżone niczym Fort Knox były średnio co 5 sekund pucowane szmatkami. Dumna obsługa stoiska zapewne pluła sobie w twarz, gdyż zapomnieli przynieść klęczników dla niegodnych zwiedzających.

      Mercedes pochwalił się szeroką gamą modeli (wszystkie zamknięte po zęby, nawet B klasa) Skupiłem się głównie na czterech z nich: na nowej klasie E w nadwoziu coupe oraz cabrio, C63 AMG, SL63 AMG, oraz absolutnej gwieździe targów - SLS AMG. Klasa E osobiście mnie trochę zawiodła swoim ociężałym stylem i paroma wadami produkcyjnymi, których wcale nie musiałem długo szukać.
Najmniejszy z "owłosionej" braci: C63 AMG w kolorze srebrnym matowym wyglądał jakby był porwany z ośrodka militarnego. Jest wulgarny, muskularny i aż kipi ze złości. Szaleństwo.
Muszę przyznać, że pomimo dość kontrowersyjnego nowego pasa przedniego, SL63 prezentował się wyśmienicie. Z miłą chęcią zaspokoiłem próżność jego Roadster'owności gapiąc się na niego długi czas. Królewska głowa miała jednak trochę zaczesanej łysinki pod koroną. Pseudo dyfuzor oraz przyspawane ozdobne końcówki do rur układu wydechowego wyglądały trochę zabawnie. Może i niektórym się to podoba ale w aucie tej klasy nie chciałbym żeby cokolwiek udawało coś czym nie jest. Nie przystoi panowie dżentelmeni ze Stuttgart'u, nie przystoi.
Na deser zostawiłem sobie SLS. Powiem szczerze, że ciężko o nim powiedzieć zjawiskowy. Samochód nie rzuca się bardzo w oczy, jest raczej stonowany. Nie brakuje mu urody ale finezji owszem. Samochód nawiązuje do przepięknego 300SL z lat 60-tych. Jednak moim zdaniem styliści nie wspięli się na wyżyny swoich umiejętności w interpretacji Gullwinga. Ma w sobie więcej designu inżyniera niż artysty. Uwielbiam ten samochód, ma układ napędowy wraz z zawieszeniem rodem z moich mokrych snów, jednak wolałbym gdyby ten zestaw był opakowany nadwoziem bardziej retro i czerpiącym o wiele więcej z jego legendarnego poprzednika. Samochód w tym wydaniu zachwyca raczej detalami niż całą sylwetką. Jest masywny, niski i szeroki ale troszkę brakuje mu tego czegoś co porywa. Mercedes we wszystkich wystawowych odmianach AMG zastosował lakier matowy i powiem szczerze wyglądał wprost nieziemsko. Leżał na nich jak skrojony garnitur na miarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz