Miejsca poświęcone pojazdom samochodowym zaczęły się od pawilonu nr.4. Na tej hali stworzono tor gokartowy wokół którego postawiono parę zabytkowych już aut. Przez tłumy ludzi zdołałem zobaczyć tylko Opla Kadetta B. Przejażdżka gokartami była darmowa więc wyobraźcie sobie co się działo w kolejce. Obliczyłem swoje szansę na jazdę po torze i doszedłem do wniosku, że dwóch tygodni nie mam, więc skierowałem swoją ciekawość na plac na terenie otwartym. Tam trwały pasjonujące zawody w zanudza...przepraszam w wymijaniu pachołków autobusami. Mistrzostwa kierowców zawodowych się to zwało i było eliminacją do mistrzostw świata. Mimo niepogody (trochę padało) żaden z autobusów nie chciał efektownie dachować ani choć minimalnie wpaść w poślizg.(całkiem możliwe że przyczyną takiego stanu rzeczy była prędkość dochodząca miejscami do 2 km/h) więc zrezygnowałem z kibicowania.
Pawilon nr.5 był już właściwą wystawą samochodów. Organizatorzy najbardziej dumni byli jednak z zaproszonych gości w prostej linii kojarzących się ze światem motoryzacji. Na tzw.motoryzacyjnych rozmowach przy kawie pojawili się: Bartosz Bosacki, Sylwia Gruchała, Jacek Wszoła, Piotr Reiss, Szymon Kołecki. Jeśli ktoś miał ochotę posłuchać pasjonujących historii z cyklu: "moje pierwsze auto" i przezabawnych anegdot wyuczonych na pamięć, to na pewno nie odszedł rozczarowany.
Na scenie głównej oczywiście działy się także inne rzeczy, np: rozdanie nagród dla najwoln...tzn. na najzdolniejszego kierowcę zawodowego, losowanie nagrody głównej czyli Fiata Bravo i pokaz pomocy przedmedycznej. W między czasie przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych prezentowali swoje wyroby szczycąc się przekraczaniem kolejnych granic przez ich wozy. W moim przekonaniu jedyną granicą jaka była naruszana na targach to granica w mówieniu kompletnych bzdur kwiecistym językiem, tak aby obraz pospolitej kupy zdawał się być tortem czekoladowym o niebanalnym smaku i wyrazistym zapachu.
Pierwszym przystankiem, który zrobiłem było stoisko Mini. Zaparkowano na nim Coopera, Clubmana i Coopera S. Nigdy nie miałem okazji zasiąść za sterami tego małego sportowca. Wnętrze było ładne choć wymaga po prostu przyzwyczajenia. Troszkę miejscami zbyt plastikowo, ale na pewno oryginalnie. Nic nie kłuło w oczy.
Chwilę później dostrzegłem poprzednią generację Dodg'a Viper'a GTS. Samochód był własnością prywatną i nie bardzo wiedziałem co on tam robi, ale w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło. Mimo paru lat na karku i nieco zniszczonego lakieru, Viper na żywo wyglądał zjawiskowo. Wspaniała bezkompromisowa maszyna. Obok niego stało najnowsze Audi RS6. Mimo ceny przekraczającej czterokrotnie wartość Dodga, większej mocy, nowocześniejszej techniki, napędu na cztery koła, nie zastanawiałbym się ani chwili, którym z nich chciałbym wyjechać z tych targów. Żmija całkowicie mnie oczarowała.
Rzut beretem od wspomnianych wyżej, znajdowała się wystawa Porsche. Na pierwszym planie chlubiono się najnowszym dzieckiem - Panamerą w wersji 4S oraz Turbo. Od premiery tego samochodu ciągle łudziłem się, że na żywo musi wyglądać lepiej niż na zdjęciach. Rzeczywistość okazała się brutalna. Jeden z najbardziej renomowanych producentów aut, wypuścił moim zdaniem stylistycznego gniota, który z pewnością zapamiętany zostanie jako fa paux designu. Nie chciałbym nikogo urazić, ale Panamera wygląda jak "McWersja" 911'stki. To Porsche ma pięknie narysowane wnętrze, pod blachami inżynieryjne cuda, jednak wszystko psuje Quasimodowskie nadwozie.
Porsche pokazało jeszcze Boxtera i 911 4S Cabrio w kolorze nieco podgniłego błota. Oczywiście nie było absolutnie mowy aby móc usiąść w którymkolwiek z modeli. Strzeżone niczym Fort Knox były średnio co 5 sekund pucowane szmatkami. Dumna obsługa stoiska zapewne pluła sobie w twarz, gdyż zapomnieli przynieść klęczników dla niegodnych zwiedzających.
Mercedes pochwalił się szeroką gamą modeli (wszystkie zamknięte po zęby, nawet B klasa) Skupiłem się głównie na czterech z nich: na nowej klasie E w nadwoziu coupe oraz cabrio, C63 AMG, SL63 AMG, oraz absolutnej gwieździe targów - SLS AMG. Klasa E osobiście mnie trochę zawiodła swoim ociężałym stylem i paroma wadami produkcyjnymi, których wcale nie musiałem długo szukać.
Najmniejszy z "owłosionej" braci: C63 AMG w kolorze srebrnym matowym wyglądał jakby był porwany z ośrodka militarnego. Jest wulgarny, muskularny i aż kipi ze złości. Szaleństwo.
Muszę przyznać, że pomimo dość kontrowersyjnego nowego pasa przedniego, SL63 prezentował się wyśmienicie. Z miłą chęcią zaspokoiłem próżność jego Roadster'owności gapiąc się na niego długi czas. Królewska głowa miała jednak trochę zaczesanej łysinki pod koroną. Pseudo dyfuzor oraz przyspawane ozdobne końcówki do rur układu wydechowego wyglądały trochę zabawnie. Może i niektórym się to podoba ale w aucie tej klasy nie chciałbym żeby cokolwiek udawało coś czym nie jest. Nie przystoi panowie dżentelmeni ze Stuttgart'u, nie przystoi.
Na deser zostawiłem sobie SLS. Powiem szczerze, że ciężko o nim powiedzieć zjawiskowy. Samochód nie rzuca się bardzo w oczy, jest raczej stonowany. Nie brakuje mu urody ale finezji owszem. Samochód nawiązuje do przepięknego 300SL z lat 60-tych. Jednak moim zdaniem styliści nie wspięli się na wyżyny swoich umiejętności w interpretacji Gullwinga. Ma w sobie więcej designu inżyniera niż artysty. Uwielbiam ten samochód, ma układ napędowy wraz z zawieszeniem rodem z moich mokrych snów, jednak wolałbym gdyby ten zestaw był opakowany nadwoziem bardziej retro i czerpiącym o wiele więcej z jego legendarnego poprzednika. Samochód w tym wydaniu zachwyca raczej detalami niż całą sylwetką. Jest masywny, niski i szeroki ale troszkę brakuje mu tego czegoś co porywa. Mercedes we wszystkich wystawowych odmianach AMG zastosował lakier matowy i powiem szczerze wyglądał wprost nieziemsko. Leżał na nich jak skrojony garnitur na miarę.
25 mar 2010
Targi motoryzacyjne w Poznaniu, 2010 cz.1
W miniony weekend odbyły się międzynarodowe targi motoryzacyjne w Poznaniu o nazwie własnej: "Motor Show"(widocznie nazwa targi motoryzacyjne nie była dostatecznie jednoznaczne). Nie było mi nigdy dane uczestniczyć w takiej imprezie. Ucieszony, że nadarza się taka okazja pośpiesznie i z wielkim zapałem pojechałem do stolicy Wielkopolski. Pamiętając relacje i fotografie uwieczniające poprzednie edycje, nie spodziewałem się cudów.
Po męczącej podróży w końcu dotarłem na hale targowe. Zziajany wpadłem do kasy, poprosiłem o "wejściówkę". Zdezorientowana Pani kasjerka pyta: na co? Zdziwiony odpowiadam że na targi. Po chwili raczyła zapytać mnie, czyli porośniętego trzy tygodniowa brodą, ściskającego pęk bieżących czasopism motoryzacyjnych, brzydko pachnącego po 8 godzinnej jeździe i ubranego jak na wojnę kolesia, czy chce bilet na targi kosmetyczne? Zastanawiając się czy trafiłem do dobrego miasta odpowiedziałem: "NIE!" Po wytłumaczeniu pani, że nie jestem zainteresowany najnowszą linią kosmetyków do pielęgnacji sfer intymnych dla kobiet oraz plastrom na wągry, dostałem w końcu właściwy bilet i dopadłem szatnie.
Dobra rada dla tych którzy by chcieli odwiedzić targi za rok. Nie zostawiajcie swoich rzeczy w szatni przed kasami bo już się do nich w trakcie targów nie dostaniecie. Bilet to jest jednorazowa wejściówka, więc jak już wyjdziesz to aby się z powrotem dostać na halę trzeba kupić następny bilet. Szatnie jak się później okazało są również wewnątrz hal wystawowych.
Do dyspozycji zwiedzających Motor Show przewidziano 4 pawilony i plac na terenie otwartym. W pawilonie nr.3 było miejsce dla samochodów ciężarowych. Za sprawą licznie zgromadzonych przedstawicieli tej grupy można było tam głównie oglądać kurz noszony przez hulający wiatr w tej pustej hali.
Zdecydowanie więcej i ciekawszych maszyn można zobaczyć na corocznym pikniku samochodów ciężarowych na byłym lotnisku Czyżyny w Krakowie.
Pawilon nr.3a oferował motocykle, quady i skutery. Tu już działo się zdecydowanie więcej. Można było zobaczyć niektóre motocykle z ofert: BMW, Harley Davidson, Honda, KTM, Suzuki, Triumph, Yamaha a także motocykle żużlowe. Najbogatsze stoisko przygotowało BMW. Zachwycały takie modele jak: R1200 GS, K1300 GT, K1300 S, R1200 R oraz perełki w postaci: HP2 Sport i S1000 RR.

Harley Davidson oprócz sof, stoiska z piwem i pordzewiałym Oldsmobilem wystawił paru groźnie wyglądających koleżków w skórach oraz aż trzy seryjne modele ze swojej oferty. Reszta to były customy, czyli H-D w stylu: "wstawmy jak najwięcej chromu, trupich czach, pomalujmy motocykl w gołe niewiasty zżerane przez jakiegoś demona i zamiast klaksonu zamontujmy miotacz ognia". A tak zupełnie na poważnie to polskim bike builderom należą się wyrazy uznania bo dawno nie widziałem tak ze smakiem przygotowanych Harleyów
W myśl starej dobrej zasady: co za dużo to niezdrowo, przedstawiciele Hondy i Suzuki postanowili wystawić pojedyncze sztuki swoich wyrobów na obczyźnie, czyt. bez swoich stoisk. Honda pokazała parę sztuk swoich chopperów w tym potężną 6 cylindrową Valkyrie NRX 1800 Rune.
Z czterech modeli zaoferowanych przez Suzuki najciekawszym był SFV 650 Gladius. Faktycznie urodziwy jednoślad, ale z tego co pamiętam posiadają w zanadrzu bardziej interesujące modele .
Znane i lubiane Kawasaki nie pojawiło się wcale. Triumph pokazał obok ochłapów Suzuki na które pod żadnym pozorem nie można było siąść, piękne Speed Triple, 675 Daytona oraz 1050 Tiger.
Wspólnym kompleksem dysponowali przedstawiciele Yamahy i KTM'a. U Yamahy tradycyjnie nie mogło zabraknąć R1, R6. W gąszczu prawie wszystkich modeli tego producenta można było odnaleźć skutery oraz quady. Przy tych ostatnich można było nacieszyć oko modelem Raptor. Praca zawieszenia tego quada nawet na "sucho" nasuwa jedną myśl: "masełko". Cudna zabawka.
Niekwestionowanym królem na tym stoisku był nowy V-max. Masywność i potęga tego motocykla nawet bez włączonego silnika poraża. Warto pochwalić przedstawicieli Yamahy, którzy udostępnili całkowicie ten model dla zwiedzających. Można było dłubać w nim paluchami, dosiadać go, opukiwać i telepać a ludzie z Yamahy miło się tylko uśmiechali. O dziwo pod koniec targów nie rozkradziono go, nie poobijano ani nawet nie porysowano. Panowie z Suzuki, Hondy, Triumpha a nawet i chińskich marek - nie taki Polak straszny jak go malują.
KTM wyłożył się także na bogato. Wśród licznych modeli była mała wisienka-Husaberg. Na stoisku można było zobaczyć modele crossowe, supermoto oraz wieksze maszyny Duke, Super Duke, Adventure oraz niesamowitego RC8. Sycąc oczy dokładnie wykonanymi detalami oraz pasującym jak dobry makijaż u modelki lakierem, nie sposób im było odmówić achów i ochów. Surowa prostota oraz inżynierska uroda czyni te motocykle absolutnie wyjątkowymi. Co ciekawe egzemplarze wystawowe, które oglądaliśmy zostały zaoferowane na sprzedaż przez KTM. Cena była 50% niższa niż motocykle z salonu! Choć bardzo się starałem nie widziałem choćby małej skazy na przecenionym do 32 000 zł RC8. Kogoś na pewno uszczęśliwił ten pomarańczowy skalpel.
Ciekawostką były motocykle żużlowe zespołu PSŻ Poznań. Wystawca usunął osłony z tworzywa sztucznego dzięki czemu można było się dokładnie zapoznać ze specyficzną budową tych maszyn. Innym interesującym obiektem był wyścigowy skuter - zwycięska maszyna pucharu Polski Piaggio Zip SP Jerzego Mielocha. Zaskakujące są osiągi tego maleństwa: 70 cm3, 21 KM przy 14 000 obr/min, prędkość maksymalna 130 km/h oraz 0-100 km/h w czasie 6,1 s! Gdyby zastępy piekielne żyły na Ziemi to z pewnością po mieście siali by zamęt na czymś takim.
Po męczącej podróży w końcu dotarłem na hale targowe. Zziajany wpadłem do kasy, poprosiłem o "wejściówkę". Zdezorientowana Pani kasjerka pyta: na co? Zdziwiony odpowiadam że na targi. Po chwili raczyła zapytać mnie, czyli porośniętego trzy tygodniowa brodą, ściskającego pęk bieżących czasopism motoryzacyjnych, brzydko pachnącego po 8 godzinnej jeździe i ubranego jak na wojnę kolesia, czy chce bilet na targi kosmetyczne? Zastanawiając się czy trafiłem do dobrego miasta odpowiedziałem: "NIE!" Po wytłumaczeniu pani, że nie jestem zainteresowany najnowszą linią kosmetyków do pielęgnacji sfer intymnych dla kobiet oraz plastrom na wągry, dostałem w końcu właściwy bilet i dopadłem szatnie.
Dobra rada dla tych którzy by chcieli odwiedzić targi za rok. Nie zostawiajcie swoich rzeczy w szatni przed kasami bo już się do nich w trakcie targów nie dostaniecie. Bilet to jest jednorazowa wejściówka, więc jak już wyjdziesz to aby się z powrotem dostać na halę trzeba kupić następny bilet. Szatnie jak się później okazało są również wewnątrz hal wystawowych.
Do dyspozycji zwiedzających Motor Show przewidziano 4 pawilony i plac na terenie otwartym. W pawilonie nr.3 było miejsce dla samochodów ciężarowych. Za sprawą licznie zgromadzonych przedstawicieli tej grupy można było tam głównie oglądać kurz noszony przez hulający wiatr w tej pustej hali.
Zdecydowanie więcej i ciekawszych maszyn można zobaczyć na corocznym pikniku samochodów ciężarowych na byłym lotnisku Czyżyny w Krakowie.
Pawilon nr.3a oferował motocykle, quady i skutery. Tu już działo się zdecydowanie więcej. Można było zobaczyć niektóre motocykle z ofert: BMW, Harley Davidson, Honda, KTM, Suzuki, Triumph, Yamaha a także motocykle żużlowe. Najbogatsze stoisko przygotowało BMW. Zachwycały takie modele jak: R1200 GS, K1300 GT, K1300 S, R1200 R oraz perełki w postaci: HP2 Sport i S1000 RR.


W myśl starej dobrej zasady: co za dużo to niezdrowo, przedstawiciele Hondy i Suzuki postanowili wystawić pojedyncze sztuki swoich wyrobów na obczyźnie, czyt. bez swoich stoisk. Honda pokazała parę sztuk swoich chopperów w tym potężną 6 cylindrową Valkyrie NRX 1800 Rune.
Z czterech modeli zaoferowanych przez Suzuki najciekawszym był SFV 650 Gladius. Faktycznie urodziwy jednoślad, ale z tego co pamiętam posiadają w zanadrzu bardziej interesujące modele .
Znane i lubiane Kawasaki nie pojawiło się wcale. Triumph pokazał obok ochłapów Suzuki na które pod żadnym pozorem nie można było siąść, piękne Speed Triple, 675 Daytona oraz 1050 Tiger.
Wspólnym kompleksem dysponowali przedstawiciele Yamahy i KTM'a. U Yamahy tradycyjnie nie mogło zabraknąć R1, R6. W gąszczu prawie wszystkich modeli tego producenta można było odnaleźć skutery oraz quady. Przy tych ostatnich można było nacieszyć oko modelem Raptor. Praca zawieszenia tego quada nawet na "sucho" nasuwa jedną myśl: "masełko". Cudna zabawka.
Niekwestionowanym królem na tym stoisku był nowy V-max. Masywność i potęga tego motocykla nawet bez włączonego silnika poraża. Warto pochwalić przedstawicieli Yamahy, którzy udostępnili całkowicie ten model dla zwiedzających. Można było dłubać w nim paluchami, dosiadać go, opukiwać i telepać a ludzie z Yamahy miło się tylko uśmiechali. O dziwo pod koniec targów nie rozkradziono go, nie poobijano ani nawet nie porysowano. Panowie z Suzuki, Hondy, Triumpha a nawet i chińskich marek - nie taki Polak straszny jak go malują.
KTM wyłożył się także na bogato. Wśród licznych modeli była mała wisienka-Husaberg. Na stoisku można było zobaczyć modele crossowe, supermoto oraz wieksze maszyny Duke, Super Duke, Adventure oraz niesamowitego RC8. Sycąc oczy dokładnie wykonanymi detalami oraz pasującym jak dobry makijaż u modelki lakierem, nie sposób im było odmówić achów i ochów. Surowa prostota oraz inżynierska uroda czyni te motocykle absolutnie wyjątkowymi. Co ciekawe egzemplarze wystawowe, które oglądaliśmy zostały zaoferowane na sprzedaż przez KTM. Cena była 50% niższa niż motocykle z salonu! Choć bardzo się starałem nie widziałem choćby małej skazy na przecenionym do 32 000 zł RC8. Kogoś na pewno uszczęśliwił ten pomarańczowy skalpel.
Ciekawostką były motocykle żużlowe zespołu PSŻ Poznań. Wystawca usunął osłony z tworzywa sztucznego dzięki czemu można było się dokładnie zapoznać ze specyficzną budową tych maszyn. Innym interesującym obiektem był wyścigowy skuter - zwycięska maszyna pucharu Polski Piaggio Zip SP Jerzego Mielocha. Zaskakujące są osiągi tego maleństwa: 70 cm3, 21 KM przy 14 000 obr/min, prędkość maksymalna 130 km/h oraz 0-100 km/h w czasie 6,1 s! Gdyby zastępy piekielne żyły na Ziemi to z pewnością po mieście siali by zamęt na czymś takim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)