fot. Cavallino rampante. Internet
Ferrari. Marka, która stała się już legendą motoryzacji. Będąc babrającym się w piaskownicy smykiem każdy z nas słyszał już tą nazwę. Utożsamialiśmy ją z najlepszymi, najszybszymi automobilami jakie świat nosił na grzbiecie. Ciężko jednoznacznie stwierdzić skąd wziął się ten fanatyzm dla tego nazwiska. Uwielbiam czytać o niezwykłych ludziach, którym dane było zostawić po sobie trwały znak. W tym wypadku znak ten został praktycznie rzecz biorąc wypalony w głowach ludzi na całej ziemi. Jak to się stało, że dziś cały glob wie co symbolizuje „Cavallino rampante”?
Ferrari. Marka, która stała się już legendą motoryzacji. Będąc babrającym się w piaskownicy smykiem każdy z nas słyszał już tą nazwę. Utożsamialiśmy ją z najlepszymi, najszybszymi automobilami jakie świat nosił na grzbiecie. Ciężko jednoznacznie stwierdzić skąd wziął się ten fanatyzm dla tego nazwiska. Uwielbiam czytać o niezwykłych ludziach, którym dane było zostawić po sobie trwały znak. W tym wypadku znak ten został praktycznie rzecz biorąc wypalony w głowach ludzi na całej ziemi. Jak to się stało, że dziś cały glob wie co symbolizuje „Cavallino rampante”?
Moim zdaniem sekret fenomenu bierze się nie tyle z doskonałości maszyn, które tworzą i wygrywają wyścigi, ale z błędów, tragizmu i pobudzającej historii. Co ja chrzanie, pewnie się zastanawiacie...? Człowiek kocha wszystko co typowo ludzkie i lgnie do tego, co nie jest doskonałe bo przypomina to mu samego siebie. Niektórzy z was powiedzą, że do reszty ogłupiałem bo wszyscy przecież dążą do doskonałości, często za wszelką cenę. Celowo użyłem słowa kochają, a nie czego ludzie pragną. Przypomnijcie sobie sytuacje, historie, opowieści, misie z dzieciństwa, filmy, zwierzęta, które wyciskają łzy, rozgrzewają serce i powodują, że czujecie się z tym zżyci. Te wszystkie rzeczy mają jedną wspólną cechę, są słodko gorzkie, jak nasze życie i jak my sami. Dusza się wzrusza kiedy historia ma taki smak bo nadaje to jej realności, odnajdujemy w niej wspólny mianownik dla naszych działań. Cieszymy się mogąc zauważyć, że ludzie na całym świecie mają podobne problemy, borykają się z tymi samymi przeciwnościami losu ale i tak potrafią odnosić codzienne małe sukcesy, które nadają smaku naszemu życiu.
Historia tej marki właśnie taka jest. Można ją czytać jak dobrą lekturę. Słowo Ferrari dla mnie jest opowieścią z niesamowitymi bohaterami, którzy ją tworzą. To jest fenomen tego nazwiska. Walka, zwycięstwa, porażki, burzliwe losy ludzi związanych ze stajnią i fabryką. Wszystko z pasji do automobili. Historia dokonań mężczyzn, którzy całe swoje życie podporządkowali do tego by móc obcować z tymi maszynami. Dzięki temu samochody, które tam są budowane mają wyraziste piętno. Sprzedawane są z tą historią i uczuciami towarzyszącymi tej marce przez te wszystkie lata.
Zastanawiało mnie zawsze dlaczego inne firmy wstydzą się dziś tego ludzkiego piętna. Marka to wielka korporacja często bez twarzy do zarabiania pieniędzy. To nie jest wcale zarzut pod ich adresem. Tylko hipokryta potrafi wytknąć firmie produkującej samochody że „oni to tylko robią samochody dla kasy”. Absolutnie wszyscy produkują samochody dla profitów finansowych i to nie jest nic złego. Bez tego nie mogły by funkcjonować. Zarzutem tu tylko jest bezduszność którą koncerny tak ochoczo propagują. Kiedyś każda marka miała twarz, ludzi za nią stojących ze wspólnymi celami i założeniami. Tworzyło to klimat i pewien rodzaj społeczności która była ze sobą związana.
Najbardziej boli mnie jednak fakt, że w miejscu gdzie powinno chodzić tylko i wyłącznie o pasję, obserwuję się od kilku lat tą eskalację prania motoryzacji z uczuć. Motosport. Dziś można tylko poczytać o heroizmie dawnych kierowców i niesamowitych historiach dziejących się podczas zmagań. Tego teraz nie ma. Jest nie w tonie pokazać środkowy palec, przepychać się z innym kierowcą czy w końcu dać mu w mordę za zepchnięcie z toru w trakcji trwania wyścigu. Ba! Dostanie się kare za to! Tutaj nie chodzi tylko o wyniki, tabelki, pozycję i cyferki. Do cholery, ja chce oglądać zmagania ludzi w ich maszynach! Chcę chłonąć całą otoczkę, napawać się klimatem, morderczym wysiłkiem, a nie patrzeć na roboty w kaskach, grzeczne i zaprogramowane żeby szczerzyc wybielone zęby na konferencjach prasowych.
Tego samego oczekuję od samochodów. Chcę wiedzieć co śmiesznego, czy tragicznego towarzyszyło konstruowaniu tego modelu. Chce ludzi z szalonymi pomysłami, a nie zunifikowanych inżynierów w białych kitlach, którzy ciągle pracują nad kompromisami i nijakością. Motoryzacja zginie bez tego, zostanie tylko przemysł, wielkie budynki i loga. Domagajmy się pasji bo gruncie rzeczy to jest wszystko o co w tym chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz