Ciekawie zapowiadało się na stoisku Fiata. Na pierwszym planie zwracała uwagę przygotowana do sportowej rywalizacji Panda 100HP Macieja Garsteckiego oraz Artura Czyża - wyścigowych mistrzów Polski w klasie do 1400 cm3 z roku 2008 i 2009. Widać na niej było dosłownie każde zawody, w których uczestniczyła. Zarysowania i wgniecenia niczym blizny, dodawały jej charakteru.
Obok wspomnianej Pandy postawiono Abarthy: Grande Punto i 500. Ze wszystkich istniejących, fabrycznych tunerów, według mnie to właśnie Abarth najciekawiej podchodzi do modyfikacji nadwozia. Samochody wyglądają bardzo rasowo i dojrzale. Jestem wielkim fanem tej marki, więc jak tylko zwolniło się miejsce, od razu wskoczyłem do pięćsetki ("wielka kropka" - którą preferuje, była właśnie szturmowana przez odwiedzających). Stylizacyjny majstersztyk daje o sobie znać również we wnętrzu. W porównaniu do seryjnej 500tki nabrało ono sportowego charakteru. Wszystko zaprojektowane ze smakiem, materiały przyjemne w dotyku i wszystko nieźle zmontowane. Ciekawe detale i panujący klimat w kokpicie powodował, że nie chciało mi się z auta wychodzić. Miałem jednak parę zastrzeżeń. Pierwsze dotyczyło nieprecyzyjnie działającego drążka zmiany biegów, który musi być z pewnością denerwujący podczas szybkiej jazdy. Drugą niedogodnością według mnie były zbyt wysoko umieszczone fotele, które mogą powodować wrażenie, że jedziemy usportowionym taboretem kuchennym. Jestem w stanie zrozumieć powody Fiata, dla których wcisnął na tył tego malutkiego samochodu kanapę. Jednak nie zrozumiem dlaczego Abarth postanowił ją zachować. Nie usiądzie na niej wygodnie nawet dziecko(no chyba, że bez nóg). Ogranicza bagażnik, który swoją wielkością wywołuje salwę śmiechu. Moja rada to sprzedać tylny rząd siedzeń i zainkasowane pieniądze wsadzić do "świnki" z napisem: "zbieram na Cassetta di Transformazione" (pakiet "esseesse).
Na targach pojawiło się także budzące moją wielką ciekawość Grande Punto Evo. Tym modelem Fiat wprowadził technologię MultiAir pod strzechy. Według mnie ten system to absolutny przełom. Niewielkim kosztem (ponieważ zmieniono tylko głowicę a nie projektowano od podstaw silnik) uzyskano niesamowite rezultaty. W skrócie, polega ona na elektrohydraulicznej regulacji pracy zaworów ssących, dzięki czemu spalanie paliwa w cylindrach przebiega korzystniej niż w zwykłych układach mechanicznych. Gorąco polecam poczytać o tym więcej.
Co do samego Evo mam mieszane uczucia. Moim zdaniem karoseria Grande Punto jest małym arcydziełem. Jak się kończą próby naprawiania doskonałości można zaobserwować właśnie w modelu po faceliftingu. Z drugiej strony ucieszył mnie fakt, że Fiat postanowił od nowa zaprojektować deską rozdzielczą, która wcześniej była skazą na tym aucie. Modyfikacje mnie zawiodły, ponieważ skoku jakościowego na który liczyłem nie ma. Nowy kokpit wygląda nieco lepiej, ale użyte materiały nadal nie należą do najlepszych.
Opel pokazał min. najnowszą generację Astry oraz Insignię OPC. Nowy kompakt niemieckiego GM, prezentował się wyśmienicie. Mój zmysł odpowiedzialny za doznania estetyczne wyraźnie się przy niej pobudził. Moim zdaniem wśród zwykłych aut tej klasy to właśnie Astra jest najładniejsza.Wnętrze jednak, mnie nie przekonało. Natłok przycisków i ponura czerń nieco odstraszała. Od strony mechanicznej Opel nadal odstaje od Golfa, więc póki co VW nie musi się martwić o swoje miejsce na tronie.
Marzenie każdego kuriera czyli Insignia w najmocniejszej odmianie, także potrafi zatrzymać przy sobie na parę chwil. Znane od paru lat 2.8l V6 turbo generuje 239kW(325KM) i przenosi tą moc na cztery koła. Cały czar tego muskularnego auta prysnął, kiedy przypomniałem sobie co pod tą atrakcyjną karoserią się znajduje. Ciężki widlasty silnik umieszczony jest przed przednią osią poprzecznie, napędza koła przednie i w miarę potrzeby, sprzęgło samoblokujące Haldex przenosi moc na tylne koła. Nie jest to stały napęd na wszystkie koła tylko dołączany, więc tylna oś napędowa działa na zasadzie stabilizacji samochodu, gdy ten wpadnie w poślizg. Można się spodziewać, że ta mieszanka rozwiązań technicznych nie gwarantuje dobrej zabawy za kółkiem. Warto dodać, że Opel poważnie przejął się tą wersją, zlecając opracowanie układu hamulcowego firmie Brembo oraz układu wydechowego firmie Remus. Bardzo miłym dodatkiem były sportowo turystyczne fotele przednie Recaro.
Nissan wprawił mnie w iście "gwiazdkowy" nastrój, przywożąc na targi 370Z. Nigdy nie byłem fanem sportowych modeli z logo "Z" japońskiego producenta, jednak w 370Z jestem prawie zakochany. Mówiąc szczerze, bardziej on odpowiada moim gustom niż piekielnie szybki GT-R. Wielu producentów moim zdaniem, zatraca się w próbach dopasowania modelu do oczekiwań jak najszerszej grupy potencjalnych nabywców. Twór taki jest nijaki, we wszystkim jest bardzo dobry, lecz nie poraża w dziedzinie do której w pierwszej kolejności został stworzony. Przepis na świetne auto sportowe odkurzył Nissan. Szerokie, niskie i krótkie auto z mocnym silnikiem z przodu, napędem na tył, bardzo sztywną karoserią, dopracowanym zawieszeniem i manualną skrzynia biegów. Jest stosunkowo prosty w budowie i cały jego urok właśnie w tym tkwi. To auto jest szczere, nastawione na sprawianie radości właścicielowi. Patrząc na niego wiesz, że dostarczy całą masę wrażeń z jady, niezakłóconych gadżetami, dwu sprzęgłowymi skrzyniami biegów i trylionami ustawień kontroli trakcji i ESP. Uwielbiam wygląd tego auta i to co kryje pod skórą. Mając do kupienia sportowy samochód za kwotę poniżej 250 tys.zł, nie wahałbym się ani chwili. Pobiegłbym od razu po 370Z w wersji GT. Zaoszczędzone pieniądze w stosunku do Audi, BMW, Mercedesa czy Porsche zainwestowałbym w komplet opon, miesięczny pobyt w hotelu i wejściówki na tor Nurburgring. Na samą myśl o tym dostaje wypieków na twarzy, niestety na razie musi to pozostać w sferze marzeń.
Miłośnikom amerykańskiej motoryzacji mógł się spodobać pomysł sprowadzenia na wystawę Forda Mustanga. Nie był to jednak zwykły model, a zmodernizowany przez słynnego konstruktora "Hot Rodów" Chipa Foosa, którego szerzej w Polsce znamy z programu "Overhaulin" (Poturbowani).
Moje serce szybciej zabiło, gdy zobaczyłem auto, którego zupełnie się nie spodziewałem zobaczyć w Poznaniu. Ferrari 550 Maranello. Co prawda liczyłem po cichu, że w związku z pojawieniem się oficjalnego przedstawicielstwa tej marki w Polsce, może z pomocą boską jakaś włoska piękność pojawi się na targach. Wspomniany samochód należał do firmy zajmującej się serwisowaniem głowic samochodowych i służył po prostu jako tło reklamowe. Był dosłownie jak bajkowy Kopciuszek. Brudny, ze zniszczonym wnętrzem, paskudną okleiną i w sąsiedztwie parchatej repliki Lambarghini Diablo. Smutny koniec tego szlachetnego GT. Wzbudzał zainteresowanie tylko wtedy, gdy ktoś dostrzegał znaczek Cavallino Rampante i z niedowierzaniem krzyczał, że to Ferrari! Biłem się dłuższą chwilę z myślami czy, aby na pewno powinienem go dotknąć. Każdy miał jakiś samochód marzeń z dzieciństwa przy którego plakacie, mógł spędzać godziny, warcząc przy tym próbując naśladować domniemany dźwięk silnika. Takim obiektem westchnień było dla mnie właśnie 550 Maranello. Z tego powodu wspomnienie o tych targach pozostanie w mojej pamięci na długo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cześć. Przypadkiem natrafiłem na Twoją relację z PMS 2010. I zastanawiam się, an jakiej podstawie stwierdziłeś, że żółte Lamborghini Diablo jest repliką? Widziałeś kiedykolwiek wcześniej ten model na żywo? Bo tak się składa, że dokładnie to Lambo jest 100% oryginałem. Jest to dokładnie 502 sztuka. Model z samego początku produkcji. Niezwykle rzadki. Jedyny w Polsce i jeden z niewielu już na świecie. Jest to bardzo krzywdzące, że ktoś nie mający bladego pojęcia o marce Lamborghini, wystawia taka opinię. Jeżeli chcesz już pisać opinie na temat samochodów tej klasy, to zaczerpnij choćby ułamek wiedzy na ich temat. Wystarczyło sprawdzić VIN. I wszystko byś wiedział. A co do Ferrari F550 Maranello, to przepraszam, że niby było brudne i ze zniszczonym wnętrzem?! Kolego... Ty masz chyba jakiś problem ze sobą. Nie wiem w który dzień robiłeś zdjęcia, zresztą auta na targach są każdego dnia z rana i po targach ścierane z kurzu i polerowane. Nie wiem gdzie ty widziałeś brud. I rozumiem, że przetarcie na fotelu kierowcy jest zniszczonym wnętrzem tak? Czyli Twoim skromnym zdaniem Ferrari służy tylko do stania w garażu? To normalne ślady eksploatacyjne. W każdym aucie powstaną. Nawet w Rolls Royce może wytrzeć się skóra, która notabene jest ultra delikatna. Te samochody zostały stworzone do jazdy, a nie do stania w garażu, więc maja prawo okazać lekkie znaki użytkowania. Ehh szkoda gadać ;]
OdpowiedzUsuń