26 sty 2010

"Pasja w motoryzacji - rzecz święta"


                                                                fot. Cavallino rampante. Internet

      Ferrari. Marka, która stała się już legendą motoryzacji. Będąc babrającym się w piaskownicy smykiem każdy z nas słyszał już tą nazwę. Utożsamialiśmy ją z najlepszymi, najszybszymi automobilami jakie świat nosił na grzbiecie. Ciężko jednoznacznie stwierdzić skąd wziął się ten fanatyzm dla tego nazwiska. Uwielbiam czytać o niezwykłych ludziach, którym dane było zostawić po sobie trwały znak. W tym wypadku znak ten został praktycznie rzecz biorąc wypalony w głowach ludzi na całej ziemi. Jak to się stało, że dziś cały glob wie co symbolizuje „Cavallino rampante”?  

      Moim zdaniem sekret fenomenu bierze się nie tyle z doskonałości maszyn, które tworzą i wygrywają wyścigi, ale z błędów, tragizmu i pobudzającej historii. Co ja chrzanie, pewnie się zastanawiacie...? Człowiek kocha wszystko co typowo ludzkie i lgnie do tego, co nie jest doskonałe bo przypomina to mu samego siebie. Niektórzy z was powiedzą, że do reszty ogłupiałem bo wszyscy przecież dążą do doskonałości, często za wszelką cenę. Celowo użyłem słowa kochają, a nie czego ludzie pragną. Przypomnijcie sobie sytuacje, historie, opowieści, misie z dzieciństwa, filmy, zwierzęta, które wyciskają łzy, rozgrzewają serce i powodują, że czujecie się z tym zżyci. Te wszystkie rzeczy mają jedną wspólną cechę, są słodko gorzkie, jak nasze życie i jak my sami. Dusza się wzrusza kiedy historia ma taki smak bo nadaje to jej realności, odnajdujemy w niej wspólny mianownik dla naszych działań. Cieszymy się mogąc zauważyć, że ludzie na całym świecie mają podobne problemy, borykają się z tymi samymi przeciwnościami losu ale i tak potrafią odnosić codzienne małe sukcesy, które nadają smaku naszemu życiu.

      Historia tej marki właśnie taka jest. Można ją czytać jak dobrą lekturę. Słowo Ferrari dla mnie jest opowieścią z niesamowitymi bohaterami, którzy ją tworzą. To jest fenomen tego nazwiska. Walka, zwycięstwa, porażki, burzliwe losy ludzi związanych ze stajnią i fabryką. Wszystko z pasji do automobili. Historia dokonań mężczyzn, którzy całe swoje życie podporządkowali do tego by móc obcować z tymi maszynami. Dzięki temu samochody, które tam są budowane mają wyraziste piętno. Sprzedawane są z tą historią i uczuciami towarzyszącymi tej marce przez te wszystkie lata.

      Zastanawiało mnie zawsze dlaczego inne firmy wstydzą się dziś tego ludzkiego piętna. Marka to wielka korporacja często bez twarzy do zarabiania pieniędzy. To nie jest wcale zarzut pod ich adresem. Tylko hipokryta potrafi wytknąć firmie produkującej samochody że „oni to tylko robią samochody dla kasy”. Absolutnie wszyscy produkują samochody dla profitów finansowych i to nie jest nic złego. Bez tego nie mogły by funkcjonować. Zarzutem tu tylko jest bezduszność którą koncerny tak ochoczo propagują. Kiedyś każda marka miała twarz, ludzi za nią stojących ze wspólnymi celami i założeniami. Tworzyło to klimat i pewien rodzaj społeczności która była ze sobą związana.

      Najbardziej boli mnie jednak fakt, że w miejscu gdzie powinno chodzić tylko i wyłącznie o pasję, obserwuję się od kilku lat tą eskalację prania motoryzacji z uczuć. Motosport. Dziś można tylko poczytać o heroizmie dawnych kierowców i niesamowitych historiach dziejących się podczas zmagań. Tego teraz nie ma. Jest nie w tonie pokazać środkowy palec, przepychać się z innym kierowcą czy w końcu dać mu w mordę za zepchnięcie z toru w trakcji trwania wyścigu. Ba! Dostanie się kare za to! Tutaj nie chodzi tylko o wyniki, tabelki, pozycję i cyferki. Do cholery, ja chce oglądać zmagania ludzi w ich maszynach! Chcę chłonąć całą otoczkę, napawać się klimatem, morderczym wysiłkiem, a nie patrzeć na roboty w kaskach, grzeczne i zaprogramowane żeby szczerzyc wybielone zęby na konferencjach prasowych. 

      Tego samego oczekuję od samochodów. Chcę wiedzieć co śmiesznego, czy tragicznego towarzyszyło konstruowaniu tego modelu. Chce ludzi z szalonymi pomysłami, a nie zunifikowanych inżynierów w białych kitlach, którzy ciągle pracują nad kompromisami i nijakością. Motoryzacja zginie bez tego, zostanie tylko przemysł, wielkie budynki i loga. Domagajmy się pasji bo gruncie rzeczy to jest wszystko o co w tym chodzi.
fot. Francesco Baracca. Wikipedia

11 sty 2010

"Czasopisma motoryzacyjne - co w nich nie lubie?"

    
      Zastanawialiście się kiedyś kim są ludzie tworzący pisma motoryzacyjne? W olbrzymiej większości są to  dziennikarze, inaczej poloniści, którzy wyspecjalizowali się w przekazywaniu informacji i opinii. I do czego niby piję, pytacie? Chodzi oto, czym stały się czasopisma motoryzacyjne, a czym powinny być.
  
      Prawdopodobnie w każdej bibliotece szkolnej, obojętnie czy to szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum technikum, znajdywały się kiedyś pisemka pokroju "Młody technik". Każdy młodzieniec, który choć troszkę się interesował techniką, wyłapywał jakieś niesamowite liczby z artykułów, dzięki czemu mógł poszpanować w domu, zaginając tatę inżyniera w jakimś temacie. Liczby i specyfikacja techniczna działa na wyobraźnie, to fakt.
    
      Czasopisma motoryzacyjne to także literatura techniczna, fachowa, a czego się od nich wymaga? Rzetelności, ścisłości, konkretów i precyzji. Weźcie do ręki cokolwiek popularnego, co traktuje o automobiliźmie. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku. Kolorowo, ładne zdjęcia, masę danych. Należę do ludzi, którzy zwracają uwagę na szczegóły. To one właśnie męczą mnie nie miłosiernie za każdym razem jak przewracam kolejne strony w pismach.
    
      Dziś zdjąłem z półki pierwsze lepsze numery gazet: "Motor", "Auto Świat", "Top Gear" i "V12", czyli poczytne tytuły.  Zacząłem zakreślać błędy i nieścisłości czysto rzeczowe. Po pewnym czasie zorientowałem się, że praktycznie każda strona teraz wygląda jak krowa milka (niebieski mazak).
    
      "Auto Świat", "Motor" i "V12" uparcie twierdzą, że pojemność: skokowa, bagażnika, zbiornika paliwa wyraża się w [cm3]. Przypomnę, że w [cm3] podaje się objętość. Pojemność może być cieplna, elektryczna etc. jednak żadnej z tych wielkości nie podaję się w [cm3]. Trzeba zwrócić uwagę także na to, aby moment obrotowy był powyżej mocy w tabelce. Moment jest bezpośrednio mierzony z silnika, natomiast moc wylicza się ze wzoru, który zawiera min. wartość momentu przy danej prędkości obrotowej wału korbowego. Moment jest wartością priorytetową. Następny element do zmiany to moc. Powinna być podawana w [kW] ponieważ "Wat" jest podstawową jednostką jej miary. "Konie mechaniczne" jest miarą pozaukładową, nie używaną oficjalnie od pojawienia się układu Si. Mimo, że intuicyjnie używamy [KM], w oficjalnych informacjach prasowych powinna być w pierwszej kolejności moc podana w [kW]. Moim "ulubionym" błędem jest jednak przyspieszenie podawane w [s]. Przyspieszenie to zmiana prędkości w czasie, czyli ile przybywa mi prędkości w [m/s] w czasie jednej sekundy, czyli [m/s2]. Zamiast wyrażenia przyspieszenie, powinno się używać np. "czas rozpędzania od 0 km/h do np. 100km/h". Błędem jest także mówienie o rozdziale mas. Powinno się pisać rozkład masy pojazdu, na umowny przód i tył. Zdarza się także, że milimetr jest zapisywany w ten sposób: [MM].
   
      Denerwuje mnie niejednolity, nierzetelny i niekompletny sposób przedstawiania danych. Rozumiem, że każde czasopismo ma własne standardy i własne "widzi mi się" co do ustaleń, które z nich i w jaki sposób będą przedstawiane. Jednak nie chodzi mi o poszczególne czasopisma, chodzi o ten sam tytuł. Sprawdźcie sami, czy choćby dwie tabelki ze specyfikacjami, zawierały te same dane i ten sam układ w jednym  tytule. W jaki sposób mam porównać, interesujące mnie dane np. dwóch różnych samochodów? Najlepiej szukać ich samemu w różnych źródłach - niestety. Rzadko pojawia się także informacja, czy dane są katalogowymi czy przez dziennikarzy zmierzonymi.
   
      Według mnie pomiary dokonywane przez dziennikarzy, często nie mają większej wartości. Nabiorą jej jeśli będą w ich opracowaniu informacje o warunkach w jakich zostały przeprowadzone. Jakich urządzeń użyto do badań? (rozbieżności potrafią być spore) W jakich warunkach pomiary zostały przeprowadzone?: temperatura otoczenia, ciśnienie, wilgotność (od tego zależy moc silnika), rodzaj nawierzchni, jej stan oraz ewentualne zawilgocenie. Ważne, aby podać masy: urządzeń pomiarowych, osób siedzących w aucie, samochodu wraz z płynami, określić stan opon: stopień zużycia, ciśnienie wraz z podaniem jej nazwy. Dobrze by było, aby kierowca wykonujący jazdy pomiarowe był tylko jeden (nazwisko testera byłoby miłą niespodzianką). Wyeliminuje to różnice w stylu jazdy, a co za tym idzie w wynikach pomiarów. W badaniach zużycia paliwa dodatkowo konieczne jest określenie typów dróg na których były przeprowadzane próby oraz ich procentowy udział w całkowitej ilości przebytych kilometrów. Przydatną informacją byłaby seria produkcyjna oraz kraj w którym auto zostało wyprodukowane. Pierwsze serie nowego samochodu mają często tzw. choroby wieku dziecięcego, które przy późniejszej produkcji są eliminowane. Mimo dużej powtarzalności produkcji większości producentów, dobrze wiedzieć z fabryki którego kraju pochodzi wóz (choćby na przyszłość)Wszystko to sprowadza się do powstawania rozbieżności w wynikach pomiarów tego samego auta.
     
      Nie rozumiem dlaczego tak agresywnie walczący z ekologią "Top Gear" podaje w swoich tabelkach ilość CO2. Ilość wydalanego dwutlenku węgla zależy wprost proporcjonalnie do unormowanego zużycia paliwa. Im mniejsze ono jest, tym mniej CO2. Jeśli już Panowie chcecie być tak "zieloni" dlaczego nie ma informacji o innych gazach wydobywających się z układu wydechowego? Wolałbym zamiast tego, mieć informację o ilości punktów przyznawanych w procentach w poszczególnych kategoriach przez EuroNCAP w testach zderzeniowych. Z punktu widzenia czytelnika nie sądzę, że los przydrożnego mlecza jest dla niego ważniejszy niż jego rodziny zamkniętej w 1,5 tonowej puszcze jadącej 120km/h. Informacje o ilości wydalanych gazów interesować mogą tylko samych producentów, którzy są zmuszeni do obniżania ich emisji. Wydaje mi się, że ekolodzy trzymają się z dala od pism motorzacyjnych i kupują "Runner'a" albo "Co w trawie piszczy", więc ta informacja na tym polu również jest zbędna.
   
      W testach, w których nie przeprowadza się pomiaru długości hamowania, moim zdaniem powinna się pojawić dość szczegółowa informacja o konstrukcji układu hamulcowego. Często jest tylko: hamulce: przód/tył - tw/t". Chciałbym móc dowiedzieć się o średnicy i grubości tarczy, budowie zacisku, oraz ilości tłoczków dociskowych. Dzięki tym informacjom mogę wstępnie ocenić ich skuteczność.
   
      Z błędów rzeczowych notorycznie pojawia się jeden. Określenie, że silnik pracuje w cyklu Diesel'a jest mylne. Obieg ten występuje tylko przy silnikach wolnobieżnych, np. okrętowych. Silniki o zapłonie samoczynnym, które mamy w autach mają obieg Seiligera-Sabathe.
   
      Pisma motoryzacyjne są pierwszą linią, z której możemy uzyskać dane techniczne. Producenci nie wiedząc czemu, skąpią dokładnych informacji, nie wspominając o przekrojach poszczególnych elementów. Tłumaczenie, że to ze względu na konkurencje jest bezpodstawne. Każdy koncern, choćby ukryty pod nazwiskiem Kowalskiego, jest w stanie kupić sobie model w ten sposób chroniony i go po prostu rozebrać na części pierwsze, uzyskując nawet więcej z tego informacji. Książki fachowe rzadko kiedy traktują o konkretnych modelach samochodów. Proszę o mniej anegdot, zabawnych wstawek, relacji z wycieczek, a o więcej konkretów. Koniec z końców jesteście pismami o tematyce technicznej i fachowej